Porażka, albo raczej krzywdzące opinie, z jakimi spotkaliśmy się po filmie „Bitwa Warszawska” nieco ostudziły nadzieje, że rodzima produkcja filmowa jest w stanie nadążać za światowymi trendami 3D. Malkontenci, unoszeni falą krytyki wrzucili do jednego worka słaby scenariusz, grę aktorską (wyjątek Adam Ferency) i zdjęcia – pracę operatorów, które stanowiły najjaśniejszy element filmu. Czy słusznie? Po sukcesie niezależnej produkcji „4:13 do Katowic” (główna nagroda w kategorii filmów 3D na BeFilm w USA), czekamy na kolejny udany projekt. O tym, czy Sławomirowi Idziakowi wraz z 11-to osobową grupą, odpowiedzialną za zdjęcia do niemieckiej produkcji „Vermessung der Welt” uda się powtórzyć efekt jak poprzednim filmie, dowiemy się po światowej premierze już 25 października 2012.
O filmie „Vermessung der Welt”
Film jest ekranizacją znanej książki Daniela Kehlmanna, o tym samym tytule.
Główną jej ideą jest ambicja zmierzenia świata w sposób matematyczny. Zaznajamiamy się z dwoma bohaterami: Friedrich Gauss (Książe Matematyków) i przyrodnik, podróżnik Alexander von Humboldt , którzy mają na to zgoła odmienne pomysły. Wydaje się, że obie, wyraziście zarysowane postacie to indywidualiści, którzy nie rozumiejąc świata, postanowili stworzyć pewien podsumowujący go algorytm. Fabuła zarysowana jest przez pisarza w sposób niezwykle ciekawy i wciągający, jednak mimo rzeczywistych pierwowzorów głównych bohaterów – Kehlmannowi śmiało można zarzucić fikcję, która jednych bawi, drugich wręcz irytuje. Jak się zatem okazuje, dzieło ma wyraźnie zarysowane kształty, które ujęte w sposób zarówno profesjonalny, jak i nieszablonowy, mogą dać niezwykle wybitny efekt końcowy w postaci filmu 3D.
Polscy twórcy jeszcze nas zaskoczą?
Sylwetka Sławomira Idziaka jest znana głównie w Hollywood, gdzie miał okazję zdobywać doświadczenie, szczególnie przy bardzo zaawansowanych technicznie projektach. Zdjęcia do nowego filmu w technologii 3D, „Rachuby świata”, stanowiły wyzwanie, w które zaangażował grono zdolnych, bardzo kreatywnych polskich twórców (operatorzy kamer, obrazu: Łukasz Baka, Andrzej Cichocki, Andrzej Król, Henryk Jedynak, Jan Sadowski, scenografie: Andrzej Waluk, Łukasz Baka,… ). Idziak zapragnął więc, sprostać niemałemu wyzwaniu. Sam niejednokrotnie dodawał, że stworzenie obrazu 3D jest bardzo skomplikowanym procesem, a praca z większymi kamerami wymaga cierpliwości, zaangażowania oraz dużo technicznych umiejętności. Scenograf zaangażowany w projekt dodaje, że:
Z powodu krótkich ogniskowych, szerokokątnych zdjęć z kamer 3D, muszę ustawić bardziej zwartą konstrukcje scenografii, kompletne inaczej niż w 2D. W odległości 60 metrów od aparatu, efekt 3D jest prawie niezauważalny. Nawet rekwizyty nie mogą być imitacją, muszą być prawdziwe, bo tekstura powierzchni przedmiotów jest bardziej wyczuwalna w trójwymiarze.
Dlatego przy technice oferującej większy realizm, nie można było sobie pozwolić na „jabłka z supermarketu”, ale na rekwizyty, które mają wady i niedoskonałości, tak aby oddać wiernie realia w jakich jest osadzona fabuła. Podczas pracy nad filmem, Sławomir Idziak starał się także uważnie słuchać wskazówek oraz wcielać w życie pomysły, jakie prezentowali młodzi twórcy pracujący na planie. Taka mieszanka może przynieść istotnie nadzwyczajny rezultat, który może zdoła zamazać złe wrażenie, jakie pozostawiła po sobie „Bitwa Warszawska 1920”.
Niestety gdy twórcy skupią się na fajerwerkach, a nie na treści, która warunkuje zasadności ich odpalania, to tak się kończy, jak się skończyło.
Inny znakomity polski operator, Dariusz Wolski, jest autorem zdjęć do Prometusza Ridleya Scotta 🙂